piątek, 3 sierpnia 2012

Within Temptation - Angels

I

1999 rok 
Pierwsze wrażenie było okropne. Czułam chłód ziemi, kamienie wbijające się w moje plecy, pośladki i nogi. Palce zacisnęły się na wilgotnej i zimnej trawie. Czy ja oślepłam? Nie mogłam tego stwierdzić. Wydawało mi się, że moje powieki są zaciśnięte, a kiedy próbowałam je, choćby odrobinę, uchylić to czułam tak jakby ktoś mi je zaszył. Było ciemno... Nie, nie ciemno, po prostu miałam zamknięte oczy, przez co wydawało mi się, że jest ciemno, ale wiedziałam, że był dzień.
Nie wiedziałam ile tak przeleżałam na tej brudnej ziemi, ale wydawało się, że musiało minąć sporo czasu nim słońce wyszło z cienia i poraziło moje powieki. Instynktownie rozwarłam je i kilkukrotnie zamrugałam.
To nie był raj, w którym na co dzień żyłam. Nie było tu tej wspaniałej orgii kolorów. Było smutno, szarawo...
Niebo... Ach, było piękne, lecz nie tak jak tam.
Jasne promienie przebijały się przez nieliczne chmurki na tle błękitu. Korony drzew pochylały się nade mną. Wiatr szumiał, poruszając trawą, a jej źdźbła łaskotały moje nagie ciało. Gdzieś w pobliżu usłyszałam szum wody, przelewającej się z kamienia na kamień, musiał tu być jakiś strumyk.
Wyciągnęłam przed siebie dłoń, ale nie wyglądała jak moja. Była o wiele mniejsza, zbyt mała. Czy ludzie naprawdę nie byli, aż tak wysocy jak Aniołowie?
Podkurczyłam nogi, które również były krótkie, a moje stópki były drobne. Odepchnęłam się rękoma od ziemi i wstałam.
Moim jadeitowym oczom ukazał się niewielki strumień, który wyglądał zjawiskowo, jednak wciąż nie dorównywał temu w Raju.
Dotarło do mnie, że nie czuję na plecach moich, długich bordowych włosów. Co się z nimi stało? Niemal sięgały mi kolan, tam w Raju, a tu... Złapałam w palce kosmyk i przesunęłam po nim. Sięgały zaledwie ramion. Nie! Tylko nie włosy! Z całego mojego ciała to je uwielbiałam najbardziej...
Zrobiłam krok w przód, a kiedy spuściłam wzrok, dostrzegłam, że wszelkie runy znajdujące się na moim ciele zamieniły się w białe ledwo widoczne blizny. Przez co byłam naga, bo to właśnie runy służyły mi jako ubranie w Raju. W dodatku nie miałam moich krągłych kształtów, wyglądałam jak... jak ludzkie dziecko!
To niemożliwe...
Zrobiłam kilka chwiejnych kroków, a po chwili moje stópki zanurzyły się w wodzie aż po kostki.
Spojrzałam na taflę wody i niemal krzyknęłam zaskoczona. Moja śliczna buzia była teraz pulchna, owalna. Usta były pełne, nosek był malutki, dziecięcy, ale oczy się nie zmieniły.
Kucnęłam i opuszkami palców delikatnie przesunęłam po grzbiecie wody.
Czułam się inaczej. Tu było inaczej. Brakowało mi Raju, ale przecież obiecałam.
Tylko dlaczego byłam dzieckiem?
- Moje drogie dziecko, wypełni się Twoje przeznaczenie... Odnajdziesz swoich rodziców, którzy zaopiekują się Tobą, akceptując Twoją prawdziwą naturę, a Ty powierzysz im ten sekret, że jesteś Aniołem - ten gromki głos przebrnął tak długą drogę, przebijając się także przez chmury.
Moje przeznaczenie... Gdzie ono czekało?
Wstałam i odwróciłam się. Niedaleko zauważyłam parę - kobietę i mężczyznę. Ona była śliczna, szczupła, skóra jej była nieco bledsza od mojej, miała rude włosy do ramion, piegowate policzki, drobny nos, zielone oczy i pełne wargi. On był przystojny, odpowiednio umięśniony o nieco ciemniejszej karnacji, włosy miał ciemnobrązowe, niemal czarne, nos prosty, piwne oczy, wąskie wargi. Wyglądali na szczęśliwych, ale coś mi w nich nie odpowiadało. Dlaczego nie mieli dzieci?
W miarę jak się zbliżałam, ich rozmowa stawała się wyraźniejsza, a ja mogłam się mniej więcej domyślić o czym rozmawiają.
- Chciałabym mieć synka. Widziałeś go, prawda? Josh, był przeuroczy i podobny do ciebie - powiedziała rudowłosa.
Schowałam się w krzakach, w bezpiecznej odległości, by móc im się przyglądać i słuchać ich dalej. Kwiecista sukienka kobiety bardzo mi się podobała, chciałabym mieć taką samą.
- Wiem, kochanie. Jednak o wiele bardziej spodobała mi się Anabelle - wyjaśnił. - Ja chciałem od zawsze mieć córeczkę.
Zaczęli się dotykać dłońmi, ale w zabawny sposób, śmiejąc się. Coś czym ludzie zazwyczaj nazywali "łaskotaniem". Podobało mi się to. Bardzo chciałam do nich podbiec i poprosić, by ze mną też się tak pobawili.
Już zrobiłam krok, ale nacisnęłam gałąź, która złamała się z przeraźliwie głośnym trzaskiem. Przestraszona zaczęłam się cofać. Zdążyłam jedynie zauważyć, że mężczyzna się podnosi i idzie w moim kierunku.
- Ktoś tam jest - powiedział do kobiety.
Schowałam się za drzewem, by mnie nie znalazł, ale on złapał mnie od tyłu i wyciągnął z kryjówki. Zaczęłam piszczeć, a on posadził mnie na kocu, obok pięknej kobiety.
- Powiedz mi młoda damo, gdzie są twoi rodzice? - spytał.
Pokręciłam głową przecząco.
- Ja nie mam jodziców.
Czy ja sepleniłam? Jak to było możliwe? Ile miałam lat? W głowie rozbrzmiała mi odpowiedź: cztery.
- Każde dziecko ma rodziców - wytłumaczyła mi kobieta, uśmiechając się do mnie ciepło.
Pokręciłam głową. Mężczyzna otulił mnie swoją bluzą, a ja nie zaprotestowałam.
- Ja nie jeśtem dziećkiem.
On musiał zauważyć moje złote Znaki na plecach, kiedy mnie otulał, cieplutkim polarem.
- To może powiedz dlaczego nie masz na sobie ubrań i jak masz na imię? - spytał delikatnie.
Zsunęłam z siebie bluzę odwracając się do nich plecami. Wymówiłam słowa modlitwy po łacinie, a z moich Znaków wyrosły ogromne, białe skrzydła. Odwróciłam się przodem do nich. Wyglądali na zszokowanych.
- Nie mam jodziców, bo jeśtem Aniołem i dziś ziośtałam zieśłana na ziemię - wytłumaczyłam. - Jeśtem Lilianne.
Moje skrzydła zamigotały, a po chwili zniknęły, został po nich jedynie złoty proszek, który po chwili opadł. Ponownie usiadłam i otuliłam się bluzą.
- Dobrze - zaczęła kobieta. - W takim razie, Lily. Mogę tak na ciebie mówić?
Pokiwałam powoli głową. Przestraszyłam się, bałam się, że teraz się przestraszą i mnie wygonią. Obserwowałam ich, a oni natomiast wymienili ze sobą spojrzenia, bezgłośnie się porozumiewając.
- Ile masz lat? - spytała znów.
Pokazałam im cztery palce. Uśmiechnęli się, ale nie wiedziałam co to znaczy. Podsunęłam kolana pod brodę, a rękoma objęłam podkurczone nogi.
- Lilianne Cadavan. Przyznaj, Mitch, że to idealnie do niej pasuje, co? - spojrzała na niego.
Nie wiedziałam o co im chodzi. Patrzyłam to na nią, to na niego, nie bardzo rozumiejąc.
- Wiesz, Lily - odezwał się Mitch. - Zawsze marzyłem o córce, a teraz ją wreszcie dostałem - dokończył, tuląc mnie do siebie.

2012 rok
Dlaczego to zawsze musiało przytrafiać się mnie? Nigdy nie mogłam spokojnie dotrzeć do szkoły. Zawsze musiałam do niej niemal biec, aby zdążyć przed dzwonkiem na lekcje. Cóż, już od jakiegoś prosiłam rodziców, żeby kupili samochód, choć doskonale wiedziałam, że nie było ich na to stać.
Nie potrafiłam się jednak oprzeć, ciągle widywałam to cudowne auto, które chciałabym mieć, ale... Nie zawsze dostajemy to czego chcemy.
Westchnęłam zrezygnowana, przebiegając przez pustą - jak na razie - ulicę. Torba obijała się o moje biodro, a stos książek w twardych okładkach nieznacznie sprawiał ból moim kościom.
Podciągnęłam mój czarny golf pod samą szyję, tym samym naciągając rękawy na nadgarstki. Czarna spódnica miotała mi się wokół kostek, a glany człapały na chodniku. Ktoś normalny pewnie spytałby mnie dlaczego w tak upalny i słoneczny dzień byłam ubrana cała na czarno i tak jakby było mi strasznie zimno, ale to był zwykły środek ostrożności, aby zakryć blizny po moich runach, a pokrywały one całe moje ciało, więc musiałam się cała skrywać. Być może nie spodobało się to moim rodzicom, ale akceptowali mnie taką jaka byłam i nie zamierzali mnie zmieniać. Byłam ich darem losu, więc niesamowicie mnie rozpieszczali. To byli dobrzy i kochający mnie ludzie.
Powoli wkroczyłam na teren szkoły, wtulając brodę w przyjemny kołnierz golfa. Na chwilę przymknęłam powieki, by móc jeszcze chwilę rozkoszować się tą chwilą samotności, zanim zaczną się głupie komentarze rzucane pod moim adresem.
Nie byłam lubiana w szkole, ponieważ żyłam w cieniu. Nie lubiłam być w centrum uwagi, a to różniło mnie od wszystkich innych uczniów tej instytucji. Nie podobał mi się slang jakim się posługiwali - stok przekleństw. Nie tego uczył mnie mój Pan. Poza tym nie podobało mi się, że ci nastolatkowie nie miłowali się wzajemnie, tylko patrzyli na siebie poprzez pryzmat pragnienia. Chłopcy oglądali dziewczęce miejsca intymne, a dziewczyny rozprawiały o "rozmiarach" chłopców.
Wciągnęłam do płuc wolne od spalin powietrze, jeszcze wolne, po czym ruszyłam w stronę budynku. Był cały z czerwonej cegły i trochę stary, a co roku mówiono o remoncie, ale jakoś prace w ogóle nie postępowały. Kolor ścian nieznacznie przypominał mój naturalny kolor włosów - bordowy. Wielu uczniów twierdziło, że są farbowane, ale gdyby tak było to już od dzieciństwa powinnam je farbować, a to sprawiłoby, że byłyby strasznie poniszczone, były jednak zdrowe i lśniące. I znów były długie, nie tak długie jak w Raju, ale przynajmniej sięgały mi pasa, dzięki czemu czułam się komfortowo.
Rytmiczny dźwięk oznajmił, że zaczęła się pierwsza lekcja, a moją był język angielski. Uwielbiałam ten przedmiot najbardziej ze wszystkich, ale dziś postanowiłam sobie darować. Usiadłam na pierwszej ławce przed szkołą i rozglądałam się. Przyglądałam się ludziom spacerującym po ulicach, jak i tym, którzy gdzieś biegli, bądź się kłócili. Ten świat sam się kiedyś wykończy, pomyślałam. A ludzie zaczną o to obwiniać mojego Pana.
Już nawet nie obchodziło mnie to, czy uczniowie wyglądający przez okno zauważą mnie, czy też nie. Spuściłam wzrok, wpatrując się w żwir. Moja torba spoczywała sobie obok moich stóp, po tym jak znokautowała mi prawe biodro.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Obawiałam się, że to jakiś nauczyciel, albo co gorsza dyrektor, więc starałam się nie podnosić wzroku. Byłam wzorową uczennicą, a tu moja pierwsza opuszczona godzina lekcyjna w życiu. Już pewnie ktoś powiadomił moich rodziców, co mnie zmartwiło.
- Cześć - usłyszałam męski głos.
Uniosłam głowę, mierząc go wzrokiem. On chyba miał coś nie po kolei w głowie, skoro zagadał do mnie. No chyba, że chciał wziąć ode mnie spisać jakieś lekcje, ale nie przypominałam sobie, abyśmy się wcześniej spotkali, więc nie mógł być z mojej klasy.
- Jestem tu nowy - wyjaśnił, obdarzając mnie szczerym uśmiechem.
Coś w nim mi się nie spodobało i nie chodziło mi tu o jego wygląd, tylko coś... Jego aura. Była mroczna. A co do wyglądu to nie dorównywał mu żaden chłopak w tej szkole.
Miał czarne włosy, których końcówki zwijały się w uroczy sposób, tworząc niepowtarzalne, charakterystyczne ułożenie jego włosów. Oczy miał ciemne, zdawało mi się, czy może były czarne? Kiedy jednak przyjrzałam się bliżej, dostrzegłam przepiękny błękit, niemal lazurowy. Kości policzkowe miał wystające oraz charakterystyczną linię szczęki. Jego nos był prosty, może trochę za duży, ale tylko dodawał mu uroku. Usta... jego usta były cudowne, różowe, pełne i uśmiechały się do mnie.
Miał na sobie - także - czarne ubrania. Podkoszulkę, przez co jego idealne mięśnie rąk były widoczne, dżinsy oraz jakieś sportowe buty z elementami zieleni po bokach.
- Och... - bąknęłam. - Hej. Witamy w Springfield.
Kąciki moich ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. Poczułam jak na moje policzki wpełza rumieniec.
- Ryan - powiedział, wyciągając dłoń w moim kierunku.
Uścisnęłam delikatnie jego dłoń, wciąż miałam w sobie elegancję i powabność Anioła, co mnie niezmiernie cieszyło.
- Lilianne, ale mów mi Lily - wyjaśniłam.
Przysiadł koło mnie, nawet nie pytając mnie o pozwolenie, ale nie wydawał się być źle wychowany, wręcz przeciwnie. To dlatego podszedł do mnie, był nowy, gdyby nie to po prostu uciekłby gdzie pieprz rośnie. Jak każdy inny...
- Powiedz mi, bo zastanawia mnie - zaczął, po czym po chwili zastanowienia kontynuował: - Dlaczego w tak upalny dzień okryłaś całe swoje ciało?
- Taki mam styl - odparłam.
Czułam, że dłonie zaczęły mi się pocić, a ja nie miałam na to wpływu. Wprost modliłam się do mojego Pana, aby uratował mnie dzwonek. Policzki paliły mnie żywym ogniem, więc spuściłam wzrok, starając się nie patrzeć na Ryana.
- Rozumiem - przyznał. - Ja też ubrałem się cały na czarno, nie spytasz mnie o to?
Zerknęłam na niego kątem oka, patrzył na mnie pytająco, a na jego ustach widniał szczery uśmiech. Coś w nim było takiego, że intrygował mnie, może to ta czerń, ale było też coś co mnie odpychało. To ta mroczna aura, jaką wokół siebie roztaczał.
- Każdy ma swój styl i nie trzeba skreślać od razu osoby, która ubiera się cała na czarno, bo może okazać się bardzo miłą osobą - oświadczyłam.
Splotłam palce na moich kolanach, nie bardzo wiedząc co zrobić z dłońmi. Było mi strasznie gorąco, ale to nie od upału, bo dzięki zdolnościom Anioła mogłam kontrolować temperaturę ciała.
- Istotnie. Dlatego postanowiłem do ciebie podejść. Jesteś uroczą dziewczyną, a teraz wybacz, bo muszę się udać do sekretariatu - oznajmił.
Wstał z ławki i jeszcze nim odszedł, bez pytania o pozwolenie wziął moją rękę i pocałował wierzch mojej dłoni, w sposób szarmancki.
Odszedł. Oglądałam się za nim jak zupełnie nie ja. Zaintrygował mnie. Był ciekawym chłopcem, nie tak jak wszyscy inni w tej szkole. Było w nim coś mrocznego, ale jednocześnie dobrego i miłego. Czułam jednak, że niebawem i on zostawi mnie, dołączając do grona popularnych osób.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam opowieści o ludziach wyobcowanych i nierozumianych przez innych. Nie wiem, czemu. A może i wiem..
    Cóż, czytając prolog serio się przestraszyłam, że Lily straciła wzrok. Bardzo podobała mi się część z 1999 roku. Anioł zesłany na Ziemię w postaci dziecka?? Kolejna rzecz, której się całkiem nie spodziewałam. Tak samo jak to, że Anioł będzie się ubierał całkowicie na czarno, choć to już było w Twoim przypadku prawdopodobne ;P
    "Poza tym nie podobało mi się, że ci nastolatkowie nie miłowali się wzajemnie, tylko patrzyli na siebie poprzez pryzmat pragnienia. Chłopcy oglądali dziewczęce miejsca intymne, a dziewczyny rozprawiały o "rozmiarach" chłopców." Hmm.. pozostaje mi zapytać kim jesteś i co zrobiłaś z moim Musującym Aniołem! xD
    Ryan, Ryan, Ryan.. ciekawy gość. "Wstał z ławki i jeszcze nim odszedł, bez pytania o pozwolenie wziął moją rękę i pocałował wierzch mojej dłoni, w sposób szarmancki." Taak i w ten sposób po raz kolejny w czasie czytania Twojej historii opadła mi szczęka. ;)
    W ogóle, to (kolejna rzecz, której się nie spodziewałam) Lily wydaje mi się postacią bardzo.. delikatną. Kruchą. Cichą. Taką.. taką zupełnie inną, niż dotychczasowe wykreowane przez Ciebie bohaterki. Co nie znaczy, że nie jest fajna, wręcz przeciwnie ^^
    Czekam na więcej. Coś czuję, że uzależnię się od tej historii.. ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, a tak w ogóle, to czemu tu jeszcze nie ma zakładki 'Bohaterowie'?? ;P

      Usuń